Ostatnio udało nam się odwiedzić nasze stare śmieci. Przed narodzinami Rozalki mieszkaliśmy w Cork, w Irlandii. To były nasze drugie odwiedziny od momentu wyprowadzki do Polski.
Rozalka spisała się świetnie. Miała tam największą ilość cioć i wujków jak do tej pory. A takich "ciociów i wujków" mieć jest "fajosko":)
Teraz jesteśmy w domu. Wszystko wróciło do normy. Rozalka wróciła do swojego przedszkola.
Dom pachnie ciastem z rabarbarem. Kot jest strasznym siersciuchem. Tata zniknął gdzieś wśród sprzętu ja szykuje chusteczki na poniedziałkowe mamowe spotkanie w Rozalkowym przedszkolu.
Jeszcze jedna sprawa: lot samolotem z dzieckiem. Mam wrażenie, ze
niektórym rodzicom przydałaby się mała uwaga w dzienniczku rodzica.
Pozwalanie dzieciom biegać po pokładzie, krzycząc szturchając innych
pasażerów wcale nie jest ok. Tak, wiem to tylko dziecko i to nie jego
wina ze musi przez kilka godzin siedzieć w jednym miejscu. Ale to raczej
nasze zadanie by na ten czas zapewnić mu zajęcie niż psuć podroż innym
pasażerom.
Ja tez przecież mogę wstać, zacząć skakać po fotelach. kopać w nie, biegać i drzeć się na całego.
Troche wiecej wyobrazni i szacunku dla innych napewno nam nie zaszkodzi :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz