piątek, 24 maja 2013

Wycieczkowo. Cork.

Ostatnio udało nam się odwiedzić  nasze stare śmieci. Przed narodzinami Rozalki mieszkaliśmy w Cork, w Irlandii. To były nasze drugie odwiedziny od momentu wyprowadzki do Polski.
Rozalka spisała się świetnie. Miała tam największą ilość cioć i wujków jak do tej pory. A takich "ciociów i wujków" mieć jest "fajosko":)
Teraz jesteśmy w domu. Wszystko wróciło do normy. Rozalka wróciła do swojego przedszkola.
Dom pachnie ciastem z rabarbarem. Kot jest strasznym siersciuchem. Tata zniknął gdzieś wśród sprzętu  ja szykuje chusteczki na poniedziałkowe mamowe spotkanie w Rozalkowym przedszkolu.

Jeszcze jedna sprawa: lot samolotem z dzieckiem. Mam wrażenie, ze niektórym rodzicom przydałaby się mała uwaga w dzienniczku rodzica. Pozwalanie dzieciom biegać po pokładzie, krzycząc szturchając innych pasażerów wcale nie jest ok. Tak, wiem to tylko dziecko i to nie jego wina ze musi przez kilka godzin siedzieć w jednym miejscu. Ale to raczej nasze zadanie by na ten czas zapewnić mu zajęcie niż psuć podroż innym pasażerom.
Ja tez przecież mogę wstać, zacząć skakać po fotelach. kopać w nie, biegać i drzeć się na całego.
Troche wiecej wyobrazni i szacunku dla innych napewno nam nie zaszkodzi :)




















piątek, 3 maja 2013

A tymczasem w Laskowicach...

... nie ma czasu na nudę. Tyle się dzieje. Wszystko budzi się do życia.
Dla Rozalki to raj. Tyle do zrobienia. Zobaczenia. 
Dla nas to wielka radość widzieć ja w tak bliskim kontakcie z natura. 
Ostatnio kiedy zobaczyła w gazecie zdjęcie kur zamkniętych  w klatkach przybiegła do mnie i spytała się co to. Zasmuciło ja, ze nie wszystkie kurki są tak szczęśliwe jak te jej Dziadzia.  
Laskowice to dla niej duża lekcja miłości. Do zwierząt. Przyrody. A ja codziennie obserwuje jak rośnie nam tu mądra i świadoma dziewczynka :)